Lubię niezależność. Pełny brzuch i dobre zdrowie to
najważniejsze potrzeby. Gdy one są zaspokojone, to z pozostałymi jest łatwiej. Na moim blogu większość tekstów poświęcam niezależności
żywieniowej. Teraz parę słów na temat uniezależnienia się od opieki
weterynaryjnej.
Tak jak w przypadku naszego zdrowia, tak i w przypadku
zdrowia zwierząt, którymi się opiekujemy przyzwyczailiśmy się, że "naturalnym" rozwiązaniem większości problemów jest wizyta u specjalisty. Ja staram się unikać
tych metod i samemu od czerwca zeszłego roku – czyli od początku mojego
eksperymentu – udało mi się obejść bez leków syntetycznych. Korzystałem jedynie
z ziół, preparatów ziołowych oraz parad osoby specjalizującej się w medycynie
wschodniej. Dodatkowo pościłem co dało niesamowite efekty.
Był to dla nas pierwszy rok w pełni samodzielnej opieki nad
małym stadem owiec. Nic tak nie cieszy w hodowli jak widok zdrowego i
zadowolonego zwierzaka – takiego jak na tytułowym zdjęciu. Nie zawsze jednak
jest idealnie i w pierwszym roku hodowli pojawiło się sporo okazji do
wykorzystania naturalnych metod leczenia zwierząt. W tym przypadku znowu
Internet okazał się nieocenionym źródłem wiedzy. Poza Internetem dotarłem do
świetnej książki z lat pięćdziesiątych „The Complete Herbal Handbook for Farm and Stable”. Książka zawiera duży leksykon roślin leczniczych oraz prostych,
naturalnych metod radzenia sobie z większością chorób. Autorka nabierała
doświadczenia miedzy innymi w kontaktach z greckimi hodowcami, którzy na rozrzuconych
wyspach nie korzystali z pomocy służb weterynaryjnych. Również przytacza sporo
ciekawej wiedzy zdobytej od Cyganów, dla których zwierzęta, a szczególnie
konie, były od zawsze głównymi towarzyszami.
Oto kilka skutecznych sposobów, które stosowałem.
Biegunka.
Zdarzyła się w lecie u kilku owiec intensywna, czarna, smolista biegunka. Jeden młody zwierzak szybko padł, a drugiego musiałem dobić mimo konsultacji z weterynarzem. Przy kolejnym ataku tej
choroby byłem już mądrzejszy i szybko podałem odpowiednie leki. Na początek
woda z drożdżami, która spowodowała jeszcze większe rozwolnienie i
oczyszczenie. Następnie napar z tłuczonych kapturków żołędzi. Wykorzystanie
kapturków żołędzi to ponoć cygańska metoda. Wcześniej stosowałem korę dębu, ale
wymaga ona uszkodzenia drzewa. Teraz nazbieranie całorocznego zapasu kapturków
zajęło mi parę minut. Po dwóch dniach takiej terapii owca wyszła z ciężkiego
stanu do pełnego zdrowia. Wykorzystanie dębu świetnie też się sprawdza u ludzi.
Od tego czasu w problemach jelitowych piję napar z kapturków żołędzi i problemy
ustępują bardzo szybko. W czasie terapii pilnowałem, by chora owca dostawała
sporo wody. W krytycznym dniu nawałem jej wodę na siłę z butelki.
Leczenie ran. W
naszych okolicach nie ma groźnych, leśnych drapieżników. Głównym zagrożeniem dla
owiec są domowe psy i pewnego dnia jeden z nich zaatakował nasze stado. Lekko zranił
dwa zwierzaki, a jedna owca ucierpiała znacznie mocniej. Z okolic łydki pies
wyrwał kawał skóry o powierzchni otwartej dłoni. Myślę, że z trzy procent
powierzchni skóry zwierzęcia.
Do leczenia zastosowałem metody naturalne. Owca dwa razy
dziennie przez ok. 7 dni dostawała do picia (na siłę, z butelki) miksturę
oczyszczającą krew. Do pół litrowej butelki z wody mineralnej dodawałem 2-3
starte ząbki czosnku, 2 łyżki miodu i wody do pełna. Dodatkowo rana była przez
około 10 dni smarowana „maścią” z czosnku i tymianku zalanego miodem.
Stosowanie „maści” miodowej przyspieszało gojenie się rany. Strup był spory i
gdy odpadał to pojawiała się mniejsza rana, którą na początku również
smarowałem specjalnym miodem. Później widziałem, że rana dobrze się goi. Owca
dochodziła do siebie przez ponad dwa miesiące. Przez cały ten czas miała
problemy z chodzeniem.
To jest ciekawe zdjęcie. W zimie trawa była na tyle licha,
że owce wolały zjadać siano i w zasadzie nie pasły się na resztkach trawy.
Wszystkie z wyjątkiem tej jednej rannej. Ona chodziła po łące i szukała ziół,
które prawdopodobnie pomagały jej w dojściu do zdrowia. Niestety rośliny były
zbyt małe, by rozpoznać co wybierała.
W czasie wypadku owca miała już w brzuchu młode. Długo sobie
nie mogła poradzić z porodem, a urodzone maluchy były słabe. Jednego nie udało
się nam uratować mimo dokarmiania z butelki i długiego przytrzymywania w
zaimprowizowanym inkubatorze. Drugi maluch - jagniczka - była słabiutka, ale
przeżyła i teraz pięknie rośnie.
Cenną metodą
sprawdzenia kondycji owcy jest tzw. FAMACHA. To metoda wykrywania anemii, której przyczyną mogą być pasożyty wewnętrzne. Wystarczy
lekko odchylić powiekę owcy i sprawdzić kolor tkanki. Powieka powinna być mocno
różowa. W systemie FAMACHA dostępne są odpowiednie tabele z pięcioma odcieniami
powieki. Ja już teraz nawet nie odchylam powieki, tylko jednym spojrzeniem
sprawdzam kolor. Gdy owca wygląda zbyt blado to wtedy sprawdzam wewnętrzną
część powieki.
Na razie doświadczeń w leczeniu mamy mało, ale z każdym
miesiącem wiedza rośnie. Można na Allegro kupić stare książki o hodowli i
leczeniu owiec. Za komuny w Polsce żyło kilka milionów owiec, a teraz jest około
dwustu tysięcy, co tłumaczy bogactwo literatury z tamtych czasów. Moim głównym przewodnikiem jest "Storey's Guide to Raising Sheep, 4th Edition: Breeding, Care, Facilities". Ta
jedna książka zapewnia mnóstwo wiedzy dla początkującego farmera-mieszczucha. Drugim
źródłem wiedzy jest dla mnie YouTube, dzięki któremu nauczyłem się strzyc,
przycinać racice
a nawet pomagać w porodach, co raz okazało się konieczne.
Najważniejsze jest zapewnienie zwierzętom takich warunków,
by same sobie radziły z chorobami. Oto kilka moich obserwacji.
Świeża i sucha
ściółka. Od czasu, gdy sam opiekuję się stadkiem to widzę dużą różnicę w
żywotności zwierzaków gdy mają bardzo czysto w owczarni. Wcześniej niestety nie
mogłem dopilnować warunków i zwierzęta były szybko atakowane przez pasożyty.
Objawia się to kaszlem (pasożyty często rozwijają się w płucach), wypadaniem
sierści, a przy skrajnie nasilonej chorobie wodnistą „kulką” pod żuchwą. Mimo chemicznego odrobaczenia niektóre ze zwierząt jeszcze co jakiś czas pokaszliwały. Teraz
mają sucho i „odpukać” nawet tryk, który najdłużej kaszlał wrócił do zdrowia.
Słońce i powietrze.
Do czasu, gdy pojawiły się młode owce codziennie rano wypuszczałem na wybieg i
zaganiałem wieczorem do owczarni. Nawet, gdy było dużo śniegu i minus
piętnaście stopniu to mając otwartą owczarnię zwierzęta wolały stać czy leżeć
na mrozie. Całe lato i jesień owce spędziły na pastwisku mając jedynie
brezentowy daszek, pod którym chowały się w czasie mocnych deszczów.
Spokój. Owce
potrzebują spokoju. To płochliwe i nieufne zwierzęta. Ważne wiec, by żaden –
nawet przyjazny pies – nie przeganiał ich, gdy sobie chcą poleżeć i w spokoju
przeżuwać.
Pominąłem tu temat chyba najbardziej istotny – czyli
jedzenie. O tym napiszę więcej przy okazji. Nauczyłem się, że pod tym względem
hodowla owiec sprowadza się w dużej mierze do opieki nad pastwiskiem.
Nieprzemyślane zostawienie zwierząt na jednym – nawet dużym polu – spowoduje
szybką degradację roślin oraz upadek zdrowia zwierząt.
Na ten rok zaplanowałem posadzenie specjalnych apteczek dla
naszych owiec. Będą to zielniki rozrzucone w różnych częściach pastwisk.
Zamierzam rozsadzić czosnek niedźwiedzi lub jakiś odpowiednik z tej samej
rodziny, glistnik jaskółcze ziele, gorczycę. Poszukam jeszcze innych
roślin, które warto dosadzić. Może macie pomysły?
Projekt "Przez rok nie kupię jedzenia" jest już historią. Jego kontynuacją jest Akademia Przyziemnych Umiejętności. Poza Akademią w ramach ClearMind.pl dbam o dobrostan mentalnym pracowników firm oraz rozwijam kreator stron internetowych Najszybsza.pl. Miło mi będzie jeśli odwiedzisz te projekty!
Projekt "Przez rok nie kupię jedzenia" jest już historią. Jego kontynuacją jest Akademia Przyziemnych Umiejętności. Poza Akademią w ramach ClearMind.pl dbam o dobrostan mentalnym pracowników firm oraz rozwijam kreator stron internetowych Najszybsza.pl. Miło mi będzie jeśli odwiedzisz te projekty!